sobota, 14 lutego 2015

Rozdział III

Otworzyłam swoje oczy. Ujrzałam twarz Alexisa. Siedział na krańcu łóżka, czekając na mój powrót z krainy snów.
- Wreszcie się obudziłaś. Co za dużo to niezdrowo. - powiedział z lekkim uśmieszkiem.
Rozejrzałam się obok siebie. Te same jasne ściany, drewniane meble, długie firanki sięgające posadzki. Ciepłej barwy jasność napłynęła do każdego kąta pokoju, czyniąc miłą atmosferę. Leżałam na wpół zakryta kołdrę z miękkiego materiału. Pod głową miałam wielką, puchową poduszkę w abstrakcyjne wzory. Delikatnie podniosłam się do postawy siedzącej. Lekko przymrużonymi oczami spojrzałam na mężczyznę. Jego ciemne kosmyki włosów opadały na rozpięte, umięśnione ramiona. Jasno zielone oczy patrzyły prosto na moje, ciemnobrązowe. Odwzajemniłam uśmiech. Jaskrawa iskierka zamigotała w moich oczach.
- Jak noga? Nadal cię boli? - spytał z bardzo opiekuńczym nastawieniem.
Zdjęłam warstwę materiału z mojej stopy. Grubo zawinięty opatrunek sięgał, aż po kolano. Przy kostce bandaż lekko przemókł krwią, ale na szczęście niczego nie pobrudził. Alexis zauważywszy czerwoną maź sięgnął do szafeczki obok łóżka, w której znajdowała się apteczka. Otworzył szczelne pudełko. Wziął do rąk gazę i nowy materiał. Odłożył przedmiot na miejsce i z wielką delikatnością przeniósł moją stopę na jego kolano. Zdjął ostrożnie opatrunek. Gdy przemywał ranę cicho syknęłam z bólu. Przejechał ręką po skórze, by rozetrzeć nadmiar wody. Wytarł okolicę rany ręcznikiem i nałożył gazę. Gdy skończył oplątywać moją nogę położył ją z powrotem na łóżko. Podziękowałam mu przyjacielskim uśmiechem.
- Skąd nauczyłeś się tak dobrze opatrywać rany? - spytałam.
- Trzeba tutaj sobie radzić. W tym miejscu, oprócz pana Kottersona nie mamy żadnych lekarzy. Gdyby stało się coś poważnego trzeba by było jechać do innego miasta, ale to szmat drogi. - wytłumaczył.
- Rozumiem. - przytaknęłam głową.
Jak na mężczyznę wydawał się bardzo ostrożny. Chyba po części się mną przejmował. Ciekawe dlaczego... Miałam ochotę go o to zapytać.
- Alexis, mam pytanie do ciebie. - powiedziałam bardzo niepewnie.
- Pytaj o co tylko chcesz. - na jego twarzy zagościł lekki uśmieszek.
- Dlaczego się mną zaopiekowałeś? Mogłeś mnie zostawić, tam w ośrodku. Nie musiałeś przejmować się moją osobą. - rzekłam z wielkim przejęciem.
Spojrzałam wprost na jego jaskrawe oczy. Uśmiech z twarzy towarzysza zniknął, a zastąpiła go refleksja. Rozsiadł się wygodnie i próbował mi to tłumaczyć.
- Moja dusza by tego nie zniosła. Sumienie kazałoby mi prędzej, czy później do ciebie wrócić, Rose. Na pierwszy rzut oka wydałaś mi się bardzo wytrwałą i przyjazną osobą. Poza tym mieszkam tutaj sam, rodzina wyjechała i czuję się bardzo samotny. Wiesz, Earthly Corner to miejsce kupców i przemytników. Znalazłem się tutaj za pośrednictwem siostry, ale ona wyjechała i musiałem zostać sam. Najchętniej uciekłbym stąd do Silver Streams, tam byłoby mi lepiej żyć. Jednak Bóg zesłał mi ciebie. Mam z kim porozmawiać, wyżalić się, po prostu być. - mówił.
Na moim policzku pojawił się rumieniec. Czułam się wyjątkowo. Ktoś wreszcie polubił moje towarzystwo. Jednak trochę zasmucił mnie los mężczyzny. Wiem jak to jest być samemu. Przechodziłam przez to.
- Bardzo mi przykro. Miałam podobną sytuację do twojej, jednak znalazłam się tutaj i poznałam ciebie. - uśmiechnęłam się. - Opowiedziałbyś mi o tym miejscu? Nie jestem tutejsza, a z chęcią poznałabym okolicę.
Alexis położył się obok mnie na łóżku. Poczułam jego bliskość i emanowaną przez niego energię. Czułam w nim przyjaciela. Samym czynem jaki dla mnie zrobił, samą pomocą stałam mu się wierna. Trudno mi będzie się odwdzięczyć.
- Znajdujemy się w Królestwie w Earthly Corner. Jest to budowla skonstruowana bardziej jako rynek handlowy. Tylko po wschodniej części zamku mieszkają ludzie, w tym też ja. Po lewej są rozstawione stoiska i tam na ogół odbywają się targi i aukcje. Pałacem rządzi 
Król Colin I oraz Królowa Katarinna III, wraz z ich synem Victorem, który jest narzeczony z Nammy. Utrzymuje ją. Poza tym, to miejsce nie jest pod żadnym względem wyjątkowe. Szczerze? Nie cieszę się, że tutaj mieszkam. Jak wyzdrowiejesz to razem przeniesiemy się do Silver Streams. - uśmiechnął się przyjaźnie.
Również odpowiedziałam mu szczerym uśmiechem, lekko ukazując swoje białe zęby. Bardzo dobrze mi było gdy słuchałam jego opowieści. Może nie były to piękne ballady, czy poematy, ale historia miejsca, do którego dotarłam była bardzo ciekawa. Chciałam się dowiedzieć jak najwięcej. Przekręciłam się na lewy bok, by znów popatrzeć na Alexisa. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Poczekaj chwilkę, zaraz wrócę. - wyszeptał mi do ucha.
Pokiwałam głową. Mężczyzna zszedł z łóżka i wyszedł z pokoiku. Usłyszałam z pomieszczenia obok jakieś rozmowy, ale nie zrozumiałam ich pełnej treści. Po kilku minutach, które dla mnie były tylko chwilą, do pokoju wpadł Alexis. Było widać po nim wielkie zdenerwowanie. Upadł bezsilnie na krzesło z jakimś listem w ręku.
- Coś się stało? - spytałam.
Szukałam w jego postawie odpowiedzi. Ciężko westchnął. Wiedziałam, że dzieje się coś niedobrego. Patrzyłam swoimi ciemnymi oczami na niego. Ani drgnął.
- Alexis! Coś nie tak? - rzuciłam.
Popatrzył na mnie. Otworzył list. Podał mi jakiś skrawek płótna.
- Czytaj. - rzekł.
Z lekkim strachem spojrzałam na skrawek papieru. Prześledziłam tekst wzrokiem.

            Oto my, czyli święci sędziowie mamy Tobie, drogi Alexisie, Synu prawy i rozsądny do przekazania pewną wiadomość.
            Kryj kobietę, którą niedawno sobie przygarnąłeś. Chroń ją przed złem i nie pozwól by została nim przesączona. Gdyż to właśnie ona, potomkini Bogini Ateny uratuje nasze imperium przed szatanem i sądem ostatecznym. Bądź jej wierny, a gdy piękna panna poczuje się lepiej i stanie na nogi, przywieź ją do nas. Muszą się spełnić słowa wojny.                                                                                         Podpisali: Amina, Elyria, Sekae   Oniemiałam. Spojrzenie nadal wbite miałam w tekst. Rytm bicia mojego serca był niestabilny. Wzięłam głęboki oddech. Towarzysz przyklęknął obok łóżka. Delikatnie dłonią skierował moją twarz w swoją stronę. Chciał abym popatrzyła mu prosto w oczy. Spostrzegł, że nie wyglądam najlepiej i że ta wiadomość wstrząsnęła moją świadomością. Skóra ma pobladła.
                              
- Rose, nie martw się. Wyrocznia mogła się pomylić. Jak spotkamy się na Górze Wiary to wszystko sobie wyjaśnimy. - powiedział, próbując mnie uspokoić.
- Nie mogła się pomylić. Skąd, więc wiedzieli, że jestem u ciebie? - moje lodowate ręce zostały objęte przez męskie, miło ciepłe dłonie.
- Nie mam pojęcia. Może pan Kotterson powiedział o tym sekretarzom. To stara gaduła. Mimo iż ma już lat ponad pięćdziesiąt uwielbia wdawać się w pogadanki ze wszystkimi ludźmi w mieście. Temu powie to, tamtemu to i stworzy się plotka.
- Ale... dlaczego nazwali mnie potomkinią Ateny? - spytałam.
- Nie wiem. Nie jestem uczonym i to ogranicza mi widok na to sformułowanie. Tak, czy inaczej musimy się spotkać z nimi. Wszystko nam objaśnią. Teraz się tym nie martw.
Zamyślałam się nad chwilkę. Chwilkę patrzyłam na twarz Alexisa bez słów, ale korciło mnie to miejsce, o którym napisali sędziowie.
- Co to jest Góra Wiary? Gdzie leży?
- Góra Wiary, to miejsce, gdzie można się spotkać z Wyrocznią, tyle, że na początku trzeba napisać do sekretarzy, aby umówić się na wizytę. Co to położenia, trzeba przejechać przez dwa królestwa leżące w Tarreai. Później ci wszystko objaśnię.
- Tarrea? Nie słyszałam o takiej krainie. - wzdrygnęłam się.
- To Kraina Elfów, Rose. - powiedział.




Kochani, przepraszam, że rozdział pojawia się dopiero teraz. :c
Zawaliłam.
Już jutro zakończą się moje ukochane ferie i będę musiała wrócić do szkoły.
Wiem, wiem... Mogłam za ten czas napisać nawet pięć opowiadań, jednak wstąpił we mnie wielki leń i nie miałam weny na nic.
A to już w poniedziałek nauka na drugi semestr. Ehh...

Comment, please... <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz